Podsłuchane w miejskim autobusie, jeden pan do drugiego pana : „Jak
dzieciaki wyjeżdżają to nic nie trzeba… Obiadu nie trzeba gotować, lekcji z
nimi odrabiać nie trzeba . No człowiek zaraz więcej czasu ma.. No wakacje ma…”
Nastało lato. Upragnione, wyczekiwane.
Kiedy zaczyna się lato odzywa się w mnie tęsknota.
Myślę o dzieciństwie, czasie kiedy
mieliśmy prawo do dwóch miesięcy wakacji. Beztroskim czasie, bezpowrotnym czasie. Gorące
słońce przywołuje charakterystyczne letnie zapachy. Umiem sobie szybko wyobrazić
jak moje stopy dotykają ciepłego piasku nad morzem, słyszę szum zboża na polu,
rechot żab i cykanie świerszczy.
Pamiętam ze swojego dzieciństwa
całe dnie spędzane nad brzegiem jeziora, kanapki zawinięte w papier
śniadaniowy, ciepłą oranżadę. Kąpiele tak długie, że wychodziliśmy z nich z
pomarszczonymi dłońmi i stopami a czasem nawet z sinymi ustami. W przerwach jedliśmy owoce z pobliskiego
sadu. Godzinami na przemian pływaliśmy i
leżeliśmy na ręcznikach nie przestając ze sobą rozmawiać i śmiać się. Wieczorem
często rozpalaliśmy ognisko i na wystruganych patykach piekliśmy kiełbasy, a z
popiołu wyciągaliśmy pieczone ziemniaki.
Smak tych ziemniaków pamiętam do dziś. Nie liczyliśmy czasu, nie baliśmy się
nocnych powrotów do domu. Czuliśmy się wolni.
Minęło już sporo lat od kiedy
ostatni raz spotykaliśmy się wszyscy nad brzegiem tamtego jeziora. Każde z nas poszło w inną stronę. Dorosłość
rządzi się innymi prawami. Czas
odpoczynku znacznie się skrócił. Już mało kto z nas może przez dwa miesiące leżeć do góry brzuchem, nie
zamartwiając się właściwie o nic. Szczęściarzami są ci, którzy mogą się
„urlopować” przez dwa tygodnie bez przerwy, albo ci, co mieszkają poza
granicami miasta w „pięknych okolicznościach przyrody”. Co mają zrobić
mieszczuchy, które od rana do wieczora żyją w tętniącym energią miejscu na
ziemi, gdzie zapach siana zastąpił smog?
Latem dochodzi też niektórym
problem z zagospodarowaniem czasu dzieciom – przecież nie ma przedszkoli
i szkoły? Spędzanie lata w mieście dla większości nie jest szczytem marzeń, ale
czasami tak się wszystko układa, że innego wyboru nie ma.
Najtrudniej znieść
w mieście upały. Czuje się wtedy, jak serca miasta zaczyna bić wolniej. Nie każdy mieszka niedaleko parku, w którym
można się schować pod drzewami. Nie każdy ma po drodze do pracy miejską fontannę, w której można zamoczyć nogi. Na dodatek prześladują nas marzenia o
wypoczynku i ciągle zastanawiamy się gdzie w tym roku spędzić długo wyczekiwany
urlop.. Lato w mieście – koszmar? Czy może okazja do zdobycia nowych
doświadczeń, poznania nowych miejsc?
Miasto w lecie rządzi się innymi
prawami. Myślę, że lato w wielkim mieście też może być pięknym czasem, kiedy
parujące mury wyganiają na zewnątrz spragnionych słońca bladych mieszczuchów. W
Warszawie nigdy nie chodzi się tak dużo, nigdy tak często mieszkańcy nie
wyciągają rowerów z piwnic – zresztą wypożyczalnie Veturilo także cieszą się
bardzo dużą popularnością. Mam wrażenie, że cała Warszawa porusza się na
rowerach! W parkach, na skwerach, podwórkach dorośli i dzieci grają w piłkę, badmingtona.
Nad Wisłą co niektórzy rozpalają grille.
Jak grzyby po deszczu wyrastają ogródki barowe
i knajpki pod gołym niebem, urocze kafejki w zaułkach ulic, pod drzewami na
skwerach pojawiają się hamaki. Nie wierzycie, zajrzyjcie chociażby na Zielony
Jazdów przy CSW, albo do Monsieur Leona na ul. Sulkiewicza.
Wreszcie energia gromadząca się w
nas przez większość zimnych miesięcy może znaleźć swoje ujście. Lato w mieście
to w stolicy najprzyjemniejszy czas ze wszystkich – ulice pustoszeją, ludzie
robią się bardziej zrelaksowani, opuszcza nas spora gromada najmłodszych, więc
rodzice wychodzą się bawić. Na przekór wszystkim opiniom, o tym jak trudno jest
odpocząć w mieście, od kilku już sezonów staram się ten letni czas traktować w
mieście inaczej. Zmienić swoje podejście, odnajdywać przyjemność w tym, że
miasto żyje innym rytmem.
Nigdy nie ma tylu atrakcji
kulturalnych, co podczas tego letniego czasu. Festiwale, koncerty, spektakle w
plenerze. Przychodzą na nie tłumy. Miasto wtedy ożywa. Większość atrakcji
odbywa się wieczorem – wtedy chętniej, po pracy, spędzamy czas poza domem. Wieczór
to też chłód, magiczne światła świec w
ogródkach kawiarnianych, rozmowy z muzyką w tle, kąsające komary – zmora
wieczornych wyjść! Ale nawet w takiej atmosferze komary można jakoś znieść,
zaopatrując się chociażby w środek owadobójczy.
Mam wrażenie, że w letnim
okresie w Warszawie, powstaje z roku na
rok coraz więcej inicjatyw, nie sposób czerpać z nich wszystkich. Trzeba by
było codziennie kłaść się nad ranem a na to niewielu z nas może sobie
pozwolić.. a tak bardzo chciałoby się beztrosko zapomnieć i zatracić ale
dorosłość daje często o sobie znać.. jednak..
Zielony Jazdów

Monsier Leon
fot. niespieszniedoprzodu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz