wtorek, 16 lipca 2013

Lato w mieście



Podsłuchane w miejskim autobusie, jeden pan do drugiego pana : „Jak dzieciaki wyjeżdżają to nic nie trzeba… Obiadu nie trzeba gotować, lekcji z nimi odrabiać nie trzeba . No człowiek zaraz więcej czasu ma.. No wakacje ma…”



Nastało lato. Upragnione, wyczekiwane. Kiedy zaczyna się lato odzywa się w mnie tęsknota.

Myślę o dzieciństwie, czasie kiedy mieliśmy prawo do dwóch miesięcy wakacji.  Beztroskim czasie, bezpowrotnym czasie. Gorące słońce przywołuje charakterystyczne letnie zapachy. Umiem sobie szybko wyobrazić jak moje stopy dotykają ciepłego piasku nad morzem, słyszę szum zboża na polu, rechot żab i cykanie świerszczy.

Pamiętam ze swojego dzieciństwa całe dnie spędzane nad brzegiem jeziora, kanapki zawinięte w papier śniadaniowy, ciepłą oranżadę. Kąpiele tak długie, że wychodziliśmy z nich z pomarszczonymi dłońmi i stopami a czasem nawet z sinymi ustami.  W przerwach jedliśmy owoce z pobliskiego sadu.  Godzinami na przemian pływaliśmy i leżeliśmy na ręcznikach nie przestając ze sobą rozmawiać i śmiać się. Wieczorem często rozpalaliśmy ognisko i na wystruganych patykach piekliśmy kiełbasy, a z popiołu wyciągaliśmy  pieczone ziemniaki. Smak tych ziemniaków pamiętam do dziś. Nie liczyliśmy czasu, nie baliśmy się nocnych powrotów do domu. Czuliśmy się wolni.

Minęło już sporo lat od kiedy ostatni raz spotykaliśmy się wszyscy nad brzegiem tamtego jeziora.  Każde z nas poszło w inną stronę. Dorosłość rządzi się innymi  prawami. Czas odpoczynku znacznie się skrócił. Już mało kto z nas może przez  dwa miesiące leżeć do góry brzuchem, nie zamartwiając się właściwie o nic. Szczęściarzami są ci, którzy mogą się „urlopować” przez dwa tygodnie bez przerwy, albo ci, co mieszkają poza granicami miasta w „pięknych okolicznościach przyrody”. Co mają zrobić mieszczuchy, które od rana do wieczora żyją w tętniącym energią miejscu na ziemi, gdzie zapach siana zastąpił smog?  Latem dochodzi też niektórym  problem z zagospodarowaniem czasu dzieciom – przecież nie ma przedszkoli i szkoły? Spędzanie lata w mieście dla większości nie jest szczytem marzeń, ale czasami tak się wszystko układa, że innego wyboru nie ma.

Najtrudniej  znieść  w mieście upały. Czuje się wtedy, jak serca miasta zaczyna bić wolniej.  Nie każdy mieszka niedaleko parku, w którym można się schować pod drzewami. Nie każdy ma po drodze do pracy  miejską fontannę,  w której można zamoczyć nogi.  Na dodatek prześladują nas marzenia o wypoczynku i ciągle zastanawiamy się gdzie w tym roku spędzić długo wyczekiwany urlop.. Lato w mieście – koszmar? Czy może okazja do zdobycia nowych doświadczeń, poznania nowych miejsc?

 Miasto w lecie rządzi się innymi prawami. Myślę, że lato w wielkim mieście też może być pięknym czasem, kiedy parujące mury wyganiają na zewnątrz spragnionych słońca bladych mieszczuchów. W Warszawie nigdy nie chodzi się tak dużo, nigdy tak często mieszkańcy nie wyciągają rowerów z piwnic – zresztą wypożyczalnie Veturilo także cieszą się bardzo dużą popularnością. Mam wrażenie, że cała Warszawa porusza się na rowerach! W parkach, na skwerach, podwórkach dorośli i dzieci grają w piłkę, badmingtona. Nad Wisłą co niektórzy rozpalają grille.

 Jak grzyby po deszczu wyrastają ogródki barowe i knajpki pod gołym niebem, urocze kafejki w zaułkach ulic, pod drzewami na skwerach pojawiają się hamaki. Nie wierzycie, zajrzyjcie chociażby na Zielony Jazdów przy CSW, albo do Monsieur Leona na ul. Sulkiewicza.

Wreszcie energia gromadząca się w nas przez większość zimnych miesięcy może znaleźć swoje ujście. Lato w mieście to w stolicy najprzyjemniejszy czas ze wszystkich – ulice pustoszeją, ludzie robią się bardziej zrelaksowani, opuszcza nas spora gromada najmłodszych, więc rodzice wychodzą się bawić. Na przekór wszystkim opiniom, o tym jak trudno jest odpocząć w mieście, od kilku już sezonów staram się ten letni czas traktować w mieście inaczej. Zmienić swoje podejście, odnajdywać przyjemność w tym, że miasto żyje innym rytmem.

Nigdy nie ma tylu atrakcji kulturalnych, co podczas tego letniego czasu. Festiwale, koncerty, spektakle w plenerze. Przychodzą na nie tłumy. Miasto wtedy ożywa. Większość atrakcji odbywa się wieczorem – wtedy chętniej, po pracy, spędzamy czas poza domem. Wieczór to też chłód,  magiczne światła świec w ogródkach kawiarnianych, rozmowy z  muzyką w tle, kąsające komary – zmora wieczornych wyjść! Ale nawet w takiej atmosferze komary można jakoś znieść, zaopatrując się chociażby w środek owadobójczy.

 Mam wrażenie, że  w   letnim okresie w Warszawie,  powstaje z roku na rok coraz więcej inicjatyw, nie sposób czerpać z nich wszystkich. Trzeba by było codziennie kłaść się nad ranem a na to niewielu z nas może sobie pozwolić.. a tak bardzo chciałoby się beztrosko zapomnieć i zatracić ale dorosłość daje często o sobie znać.. jednak..


Zielony Jazdów



 

Monsier Leon

fot. niespieszniedoprzodu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz