niedziela, 23 czerwca 2013

Terapeutyczne właściwości pewnego mebla



Nie przesadzę chyba jeśli napiszę, że stół to najważniejszy mebel w domu. Przynajmniej dla mnie. Już  słyszę te słowa protestu: a co z łóżkiem? kanapą? fotelem? biurkiem przy, którym pracuję? Tak, większość tych mebli jest niezbędna, spełnia swoje funkcje i bez nich dom byłby niepełny, choć znam takich, którzy jakoś sobie bez niektórych z nich radzą i nie narzekają. Stół jest jednak wyjątkowy ze względu na swoje wyjątkowe właściwości.

Stół jako symbol spotkania, podczas którego wszyscy są równi i starają się w zgodzie rozwiązywać problemy i spory.  W Polsce mieliśmy w 1989 roku słynny okrągły stół, przy którym  spotkali się przedstawiciele władz PRL , opozycji solidarnościowej i Kościoła. Co wniknęło ważnego dla Polski z tych rozmów, przypominać chyba nie muszę. Symbol okrągłego stołu wziął się jednak z o wiele odleglejszego w historii mitu o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu.
Kiedy wpadłam na pomysł napisania tekstu o stole, nie myślałam jednak ani o historycznym symbolu ani o świątecznym jego zastosowaniu.  Myślałam o stole, jako o ważnym w domu meblu, przy którym spędza się czas z bliskimi: rodziną i przyjaciółmi. Przy którym często „dla poprawy nastroju” biesiadujemy przez wiele godzin podgryzając pyszności. Czasami tylko przy ciepłej herbacie, by pobyć ze sobą choć chwilę.  Stół jako przystanek w zabieganym świecie.

Stół w moim domu to podstawa.  Jest symbolem wspólnoty i jedności, trwałości i więzi - rodziny. Jeśli do niego zasiadamy to nie po to, by się kłócić, ale by rozmawiać, szukać porozumienia, negocjować, pobyć ze sobą. W moim rodzinnym domu, stół stał w kuchni. Przy nim toczyło się rodzinne życie. Dwa posiłki były przy nim obowiązkowe: śniadanie przed wyjściem do szkoły podawane przez mamę a potem wspólny obiad, po powrocie wszystkich ze szkoły lub pracy. Po południu stół zamieniał się w biurko, przy którym odrabiało się lekcje. W niedzielę stół nabierał odświętnego charakteru i w niczym nie przeszkadzało to, że stoi akurat w kuchni. Pamiętam jak wieczorami przy stole graliśmy z rodzicami w Chińczyka albo jak siadaliśmy przy świecy, kiedy w czasie burzy nie było prądu i gasło światło; wtedy słuchaliśmy opowieści mamy. Przy stole odbywały się imieniny rodziców i długie rozmowy z rodziną, która przyjeżdżała z daleka. Ojciec z kolegami grywał przy tym stole w karty, a czasami mnie uczył różnych karcianych gier. Pamiętam też, ze przy tym stole wypadł mi pierwszy mleczny ząb.  Ten stół i chwile przy nim spędzone zapamiętam na zawsze.

Przywiązanie do stołu zostało we mnie do dziś.  Nie rozumiem fascynacji stolikami kawowymi czy też ławo-stołami, na które moda nie chce od nas odejść. W wielu mieszkaniach zamieniono stół na właśnie takie wynalazki. Właściciele tych wynalazków, często tłumaczą swój wybór brakiem miejsca. Faktycznie stół, taki z prawdziwego zdarzenia, na sześć czy też więcej osób może wydawać się luksusem. Uważam jednak, że można  zakupić mniejszy stół i tak zaprojektować przestrzeń, by taki mebel się zmieścił,  a w razie czego móc go rozłożyć. Stół warto naprawdę mieć, chociażby ze względu na komfort jedzenia przy nim. Niestety w wielu domach posiłki pochłania się byle jak, mówiąc kolokwialnie „na jednej nodze”, albo właśnie przy stolikach kawowych. To jest właśnie wchłanianie, a nie jedzenie. A celem prawdziwego posiłku, nie powinno być wyłącznie dostarczenie organizmowi w byle jaki sposób niezbędnego paliwa, ale również, odprężenie, spotkanie z rodziną lub przyjaciółmi, wspólne spędzenie czasu, oderwanie się choćby na chwilę od całodziennej gonitwy. Ze stołem wiążą się zresztą również inne czynności. Kiedy zasiadamy przy stole, już w samym siedzeniu przy nim, czuje się coś niezwykłego.  

Stoły mają w sobie dostojeństwo i jakiś niesamowicie dobry wpływ na pojawienie się w nas dobrych uczuć.  Pamiętam jakie wrażanie zrobił na mnie fakt, kiedy odkryłam w mieszkaniu mojego obecnego męża ogromny, biały stół nakryty lnianym obrusem. Pomyślałam sobie wtedy, że facet, który w swoim mieszkaniu ma stół musi być „dobrym materiałem na męża”. Nie myliłam się.. J W naszym, wspólnie już urządzanym mieszkaniu, stół był pierwszym z zakupionych mebli. Duży, drewniany, brązowy, masywny stół, obowiązkowo nakryty obrusem. Uwielbiamy przy nim siadać. Przy nim jemy, rozmawiamy, pracujemy. Wieczorem, kiedy wracamy z pracy do domu, często już bardzo zmęczeni, siadamy przy nim by pobyć trochę „w  normalności”, uciszyć puls i rozbiegany umysł.

Możliwość spędzenia wspólnie czasu przy stole jest dla mnie bezcenna. Ten czas jest mi potrzebny, by poczuć siłę, jaka płynie z faktu bycia w rodzinie, bycia razem, posiadania domu – miejsca bezpiecznego. 

Przy stole toczy się życie rodzinne, tak ważne w szybkim zabieganym świecie. To taka chwila a czasem dwie, kiedy jesteśmy blisko siebie, blisko drugiej osoby. Najlepsza terapia.

A co można zjeść przy stole i jaką rolę odgrywa dobre jedzenie? Innym razem..

  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz